Komentarz: Sudan i Sudan Południowy: ropa i dylematy Chin

Komentarz: Sudan i Sudan Południowy: ropa i dylematy Chin

3.05.2012. Po starciach w obszarze przygranicznym, Sudan i Sudan Południowy znalazły się o krok od wojny. Tymczasem oczy świata wpatrzone są w Chiny, które mogą odegrać w konflikcie rolę mediatora. Pojawia się pytanie czy takie działania nie naruszą integralności strategii Chin w Afryce, której jednym z filarów jest non-interference.

Wielokrotnie informowaliśmy o narastającym konflikcie pomiędzy Sudanem Południowym a Sudanem. Po referendum i secesji Sudanu Południowego stosunki między oboma państwami dalekie są od normalizacji. W dalszym ciągu nie uregulowano kwestii wysokości opłaty za tranzyt ropy, demarkacji granic oraz statusu obywateli zamieszkujących tereny przygraniczne. Wiele wskazuje na to, że po wkroczeniu wojsk Sudanu Południowego do Heglig oraz odwetowych nalotach wojsk sudańskich, oba kraje stanęły na granicy otwartego konfliktu.  

Państwa ościenne oraz Unia Afrykańska próbują wpłynąć na strony konfliktu i odwieźć je od wrogich aktów; specjalnego wysłannika oddelegował do Sudanu również prezydent Stanów Zjednoczonych. Jednakże wszelkie zabiegi dyplomatyczne wydają się nie przynosić spodziewanych rezultatów. W zasadzie jedynym krajem, który jest w stanie skutecznie ostudzić emocje pozostają Chiny.   

Sudan Omara al-Bashira to jeden z najbliższych partnerów biznesowych oraz sojuszników Chin w Afryce; do niedawna pochodziła stamtąd jedna szósta chińskiego importu ropy. Po secesji Sudanu Południowego sytuacja uległa zasadniczej zmianie, gdyż w granicach nowego państwa pozostały złoża ropy naftowej, której pozyskiwaniem zainteresowane są Chiny. Nieuregulowany problem tranzytu był powodem niedawnej decyzji o wstrzymaniu wydobycia ropy przez Dżubę.

W świetle zaogniania się wzajemnych stosunków, Państwo Środka jest zmuszone prowadzić w regionie delikatną grę dyplomatyczną, która odwiodłaby sąsiadów od wojny. Jest to o tyle ciekawe, że Chiny tradycyjnie kierują się zasadą non-interference w stosunkach międzynarodowych, co oznacza, że nie wpływają na sprawy wewnętrzne swoich partnerów i ich suwerenne decyzje.  

Tym razem jednak sytuacja jest bardziej skomplikowana. Z Chin powrócił właśnie zadowolony prezydent Sudanu Południowego, Salva Kiir, który uzyskał obietnicę pożyczek rozwojowych na łączną kwotę 8 mld USD. Jak zwykle w przypadku takich pożyczek, kontrakty powędrują do firm chińskich. Dlatego destabilizacja i konflikt pomiędzy oboma państwami byłyby Chinom zdecydowanie nie na rękę.

Ian Taylor, specjalista ds. relacji sino-afrykańskich, w jednym ze swoich artykułów napisał kiedyś, że póki Chiny zachłannie zdobywają przyczółki w Afryce mogą sobie pozwolić na strategię non-interference, kiedy jednak ich pozycja na kontynencie stanie się bardziej ugruntowana, coraz częściej zmuszone będą prowadzić politykę mającą na celu zabezpieczenie zdobytych pozycji, a to wymaga nieco innego instrumentarium. Być może jesteśmy właśnie świadkami wyłomu w dotychczasowej strategii Chin w Afryce.     


Dominik Kopiński