04.04.2012. W niedzielę półciężarówki wiozące bojowników Narodowego Ruchu Wyzwolenia Azawadu (MNLA) paradowały ulicami Timbuktu. Choć większość z nich wyznaje łagodny islam, to wśród rebeliantów powiewały ponoć czarne flagi radykalnego ugrupowania Ansar ud-Din, dążącego do zaprowadzenia szariatu.
Niewiele ponad tydzień od zamachu stanu, w którym armia przejęła władzę buntując się przeciwko jej zdaniem niewystarczającym wysiłkom rządu w celu pokonania rebelii Tuaregów na północy, jedynymi beneficjentami tej sytuacji wydają się być właśnie Tuaregowie z MNLA. W ciągu ostatnich dni zdobyli największe miasta północnego Mali - Gao, Kidal oraz Timbuktu, praktycznie dzieląc kraj na pół.
Fida Ag Mohammed, tuareski starzec, który opiekuje się niszczejącą biblioteką manuskryptów w pobliżu Timbuktu mówi, że w mieście wzrosły ceny żywności, a w ludziach rośnie niepokój o ich przyszłość w związku z tak dynamicznym rozwojem wypadków w kraju. Zapytany czy miejscowi Tuaregowie popierają rebeliantów, odpowiedział: „Ludzie popierają każdego kto ma władzę. Co innego im pozostaje?”
Jednocześnie rośnie presja sąsiednich państw na rządzącą juntę w celu przywrócenia konstytucji i porządku demokratycznego w Mali. Na zwołanym w trybie pilnym posiedzeniu ECOWAS w Senegalu, Alassane Ouattara, prezydent Wybrzeża Kości Słoniowej i jednocześnie przewodniczący ECOWAS ogłosił zamknięcie granic dla wymiany handlowej z Mali oraz zamrożenie jej aktywów. Organizacja dała wojskowym czas na oddanie władzy do najbliższego poniedziałku. Prezydent Ouattara powiedział: „Sytuacja w Mali jest nadzwyczaj poważna, to zamach na demokrację i atak na terytorialną integralność kraju".
Przywódca junty kapitan Amadou Sanogo „przyjął do wiadomości” sankcje. W wydanym oświadczeniu oznajmił, że rozpoczęto „mediacje w celu zażegnania kryzysu”, jednak głównym celem pozostaje „odzyskanie terytorialnej integralności kraju”.
Na podstawie: nytimes.com, bbc.co.uk
Grafika za: commons.wikimedia.org
Artur Gruchała