Komentarz: Analiza konfliktu w Sudanie Południowym

23.12.2013. Prezydent Salva Kiir mówił o "zamachu stanu" i "działaniach przestępczych". Usunięty z urzędu, były wiceprezydent Riek Machar – rzekomy inicjator zamachu - mówił w przeszłości o zjednoczeniu kraju i braku tolerancji dla „rządu jednego człowieka”. Trudno jednak jednoznacznie stwierdzić dlaczego doszło do walk w Sudanie Południowym i jakie będą tego konsekwencje. Narastające walki nie wskazują bowiem na szybkie zakończenie konfliktu. 

 

„(…) W przeszłości większość wojskowych zamachów dokonywanych było przez żądnych władzy wojskowych, dążących do obalenia istniejących systemów, w celu wykluczenia ich. W przypadku większości zamachów oficerowie nadużywają zaufania społecznego i obalają istniejący system, aby skupić władzę w swoich rękach (...)”.  Jest to przytoczona wypowiedź prezydenta Salvy Kiira, zarejestrowana w momencie ogłoszenia próby zamachu na jego rząd. Słowa zostały starannie dobrane do opisania sytuacji, która rzekomo miała mieć miejsce.

 

Do walk w Sudanie Południowym doszło dzień po tym, jak rząd poinformował o uniemożliwieniu próby zamachu stanu.  Prezydent Salva Kiir Mayardit o przemoc oskarżył żołnierzy lojalnych wobec byłego wiceprezydenta – Rieka Machara. Wówczas zginęło ponad 60 żołnierzy, a tysiące cywilów schroniło się w enklawach ONZ. Obecnie liczba ofiar sięga kilkuset.

 

W dalszym ciągu pojawiają się nowe informacje o walkach.

 

Największe agencje informacyjne, m.in. Aljazaeera oraz BBC podają, że w mieście Bor, stolicy stanu Jonglei, ostrzelany został samolot wojskowy USA, w wyniku czego zmuszony został do lądowania w Ugandzie. Szczegóły zdarzenia pozostają niejasne. Agencje informacyjne podają jednak, że ranni zostali trzej amerykańscy urzędnicy.  

 

ONZ wydało również oświadczenie, w którym poinformowało o ataku na bazę pokojową ONZ w Akobo przez grupę etniczną - Lou Nuer. Członkowie plemienia Nuer mieli zaatakować bazę zabijając dwóch indyjskich żołnierzy sił pokojowych i uciec z bronią oraz amunicją. ONZ poinformowało również o ofiarach wśród ludzi z plemienia Dinka, którzy szukali schronienia w bazie ONZ. 

 

Agencja Aljazeera przedstawiła raport ONZ, który mówi o 34 tys. osób nadal szukających schronienia w bazach ONZ w trzech miejscach na terenie całego kraju. Setki cudzoziemców, w tym pracowników organizacji pomocowych, od tygodnia pośpiesznie opuszczają Sudan Południowy. Do Dżuby zostało wysłanych również czterdziestu pięciu amerykańskich żołnierzy, którzy mają chronić amerykańskich obywateli. 

 

Najbardziej niepokojąca sytuacja wydaje się być w bogatym w złoża naftowe stanie Unity, gdzie pojawiły się ugrupowania opozycyjne. 

 

Przedstawiciele Global Witness, organizacji z siedzibą w Londynie, która prowadzi kampanię na rzecz zapobiegania konfliktom związanym z zasobami naturalnymi powiedzieli, że pola naftowe Sudanu Południowego od zawsze były celem dla rebeliantów, co budzi obawy, że walka o zasoby może być głównym motorem rozwijającego się kryzysu w tym kraju. Potencjał zasobów może zaostrzyć walkę o władzę. Rebelianci, którzy przejmą kontrolę nad polami naftowymi mogą skutecznie kontrolować rząd.

 

Po niecałych trzech latach od oddzielenia Sudanu Południowego od Sudanu pojawia się wysokie ryzyko wojny domowej. Obecna sytuacja zmusiła wiele agencji oraz portali do przenalizowania dlaczego doszło do walk i jakie mogą być dalsze skutki zamieszek.

 

Na początek należy zadać sobie pytanie jaka jest geneza konfliktu w Sudanie Południowym. Pojawiają się bowiem opinie, iż obecne zamieszki mają znamiona konfliktu etnicznego.

 

Lesley Anne Warner, analityczka i blogerka w Lesley w Afryce uważa, że obecny kryzys w Sudanie Południowym jest natury politycznej, a nie etnicznej, co nie wyklucza faktu, że zarysowany jest tu również konflikt pomiędzy dwoma zwalczającymi się plemionami Dinka – Nuer. Napięcia zaczęły się jednak od momentu, kiedy były wiceprezydent Sudanu Południowego, Rieka Machar z ludu Nuer, ogłosił zamiar zakwestionowania władzy obecnego prezydenta, który pochodzi z ludu Dinka.

 

Prezydent Salva Kiir zwolnił w lipcu cały gabinet, w tym wiceprzewodniczącego Machara. Tak więc to, co zaczęło się od sporu politycznego może przejść w konflikt etniczny. 

 

Matthew Leriche, autor "South Sudan: From Revolution to Independence", również widzi w tym przypadku związek pomiędzy walką polityczną i etniczną. Pomimo, iż teoretycznie konflikt rozpoczął się od kwestii politycznej, to sama retoryka dotycząca konfliktu etnicznego może stać się samospełniającą przepowiednią.

 

Dr hab. Jairo Munive, pracujący w Danish Institute for International Studies,  w artykule dla African Arguments podpiera tę hipotezę, przytaczając fakt, że Ludowy Ruch Wyzwolenia Sudanu (SPLM) – partia, której zbrojnym skrzydłem jest Ludowa Armia Wyzwolenia Sudanu (SPLA) – nigdy nie była w stanie wyjść poza istniejące podziały polityczne w budowaniu tożsamości narodowej Sudanu Południowego. Wsparcie polityczne i militarne w głównej bowiem mierze wychodziło od określonej grupy etnicznej – Dinka. W ten sposób SPLM stworzyła na swój sposób dominację etniczną. Ta polityczna i militarna przewaga jednej grupy doprowadziła do rosnącej niechęci wśród innych grup etnicznych. Jest więc oczywiste, że członkowie danych grup etnicznych są lojalni wobec swojego plemienia, a tym bardziej swoich przywódców. Dlatego też, jak zaznacza Andrew Green, dziennikarz stacjonujący w Dżubie -  w kontekście Sudanu Południowego ciężko jest oddzielić konflikt polityczny od konfliktu na tle etnicznym.

 

Dodatkowym problemem było, jak podkreśla Jairo Munive, finansowanie sektora bezpieczeństwa, na który w 2012 roku przeznaczono 41% budżetu państwa. Były to głównie wynagrodzenia dla członków SPLA. Spowodowało to nie tylko wzrost podziału między ludźmi pracującymi w sektorze bezpieczeństwa a resztą obywateli, ale stało się też symbolem przekładania dobra armii nad potrzeby rozwojowe kraju, jak np. zdrowie i edukacja.

 

Na tym tle pojawia się pytanie, co podmioty lokalne, regionalne i międzynarodowe powinny zrobić, aby uspokoić obecną sytuację i zapobiec eskalacji przemocy szczególnie w perspektywie nadchodzących wyborów w 2015 roku?

 

Nie ulega wątpliwości, że w pierwszej kolejności należy udzielić pomocy ofiarom konfliktu, poprzez zaangażowanie instytucji międzynarodowych oraz wojska. Analitycy kładą nacisk na konieczność pomocy humanitarnej i zapewnienie schronienia cywilom.

 

Daniel Large, adiunkt w Central European University podkreśla, że wiele zależy od krajów ościennych: Ugandy, Kenii i Etiopii, które przy wsparciu Unii Afrykańskiej, powinny pośredniczyć w dialogu. Inne kluczowe państwa to USA, Wielka Brytania, Norwegia, a także Chiny, które powinny dołożyć wszelkich starań, aby wspierać wysiłek w dążeniu do stabilizacji.

 

Prezydent Salva Kiir, spotkał się już z ministrami spraw zagranicznych z państw ościennych, w tym Kenii i Etiopii, którzy przylecieli do Dżuby, w celu uspokojenia sytuacji w kraju.

 

Na sytuację w Sudanie Południowym odpowiedziały także Stany Zjednoczone.

 

Jairo Munive uważa, że podstawowym zadaniem na przyszłość jest zmiana struktur i mechanizmów dotyczących mobilizacji zbrojnej w kraju. Dotychczasowym błędem w zarządzaniu był brak długoterminowych planów, które dotyczyłyby wszystkich czynników destabilizujących kraj, w szczególności przemocy, jako narzędzia politycznego upodmiotowienia. 

 

Niezależnie od przyczyn i efektów dalszych walk w Sudanie Południowym, analitycy zgodnie przyznają, że prezydent Salva Kiir i były wiceprezydent Rieko Machar grają w grę, która doprowadzając do konfliktu w najmłodszym państwie Afryki ma przynieść korzyści tylko dla nich samych.

 

Na podstawie: aljazeera.com, bbc.co.uk, thinkafricapress.com, africanarguments.org

Zdjęcie za: commons.wikimedia.org
 
 
 
Klaudia Wilk