Dżibuti: prawa człowieka, drony i podwójne standardy USA

8.05.2015. Jeśli ktoś szuka potwierdzenia na podwójne standardy polityki USA w Afryce, to ostatnia wizyta Johna Kerry’ego w Dżibuti może posłużyć za dowód w sprawie. W jej trakcie Szef Departamentu Stanu nie zająknął się o prawach człowieka czy demokracji, z którymi ten strategiczny sojusznik Ameryki jest delikatnie mówiąc na bakier.

 

Była to pierwsza wizyta Kerry’ego w tym niewielkim państwie, którego strategiczne położenie geograficzne stało się dla Stanów niezwykle ważne m.in. w kontekście operacji antyterrorystycznych prowadzonych w Rogu Afryki oraz ostatnich wydarzeń w Jemenie. Dżibuti jest jedynym państwem afrykańskim, gdzie na stałe stacjonują wojska amerykańskie (Camp Lemonnier). Stany Zjednoczone umieściły tam również bazę dronów, które wykorzystywane są do polowania na terrorystów.    

 

Problem polega na tym, że prezydent Dżibuti, Ismail Omar Guelleh jest oskarżany o liczne naruszenia praw człowieka oraz regularne łamanie konstytucji. Foreign Policy już w 2011 r. nazywała kraj „małą przyjazną dyktaturą w Rogu Afryki”. Obowiązująca w kraju konstytucja do niedawna dopuszczała jedynie dwie kadencje, jednak w 2010 r. parlament wprowadził do niej odpowiednie poprawki, które umożliwiły Guellehowi objęcie urzędu prezydenta na kolejną, trzecią już kadencję. Nie jest to być może odosobniona praktyka w afrykańskiej polityce, biorąc pod uwagę, że takich prezydentów, podchodzących dość elastycznie do zapisów ustawy zasadniczej, jest na kontynencie przynajmniej kilku. Wystarczy wspomnieć Josepha Kabilę, prezydenta Demokratycznej Republiki Konga czy Pierra Nkurunzizę, który niedawno objął fotel prezydenta Burundi na kolejną kadencję wywołując tym samym krwawe protesty. Zmian konstytucji dokonały również m.in. Angola, Czad czy Uganda. Jednak nie wszyscy "praworządni inaczej" prezydenci afrykańscy mogą liczyć na taką przychylność Stanów Zjednoczonych.

 

Dużo gorzej wygląda lista naruszeń praw człowieka, która w przypadku Dżibuti jest niezwykle długa i – jak sugeruje raport Freedom House – znacząco wydłużyła się po rozpoczęciu Przez Guelleha trzeciej kadencji. W raporcie przygotowanym dla amerykańskiego kongresu w 2013 r. na 26 stronach wymienia się między innymi takie zarzuty jak: zastraszanie i bezpodstawne aresztowania krytyków rządu, ograniczanie dostępu do niezależnych źródeł informacji, ograniczanie wolności słowa oraz wolności zgromadzeń czy tortury oponentów politycznych. Zarzutów jest zresztą znacznie więcej

 

Nie jest to rzecz jasna jedyne niedemokratyczne państwo afrykańskie, które broniące demokratycznych wartości Stany Zjednoczone traktują jako swego sojusznika. Najbardziej rażącym przykładem jest chyba Gwinea Równikowa, określana czasem jako demokracja gangsterska, którą swego czasu Condoleezza Rice określiła jako dobrego przyjaciela USA. Takie alianse nie powinny być oczywiście w świecie realpolitik żadnym zaskoczeniem. Niemniej jednak, warto o nich pamiętać, kiedy USA pełne oburzenia oskarżają m.in. Chiny o wspieranie dyktatur w Afryce i brak poszanowania dla kwestii praw człowieka.

 

Zdjęcie: Every Marine a Rifleman' during training package in Djibouti 

https://www.flickr.com/photos/dvids/8103029019/

 

Dominik Kopiński