19.06.2015. Już niedługo w Afryce ma się pojawić nowe ugrupowanie integracyjne. Tripartite Free Trade Area (TFTA) obejmie 26 krajów i 650 mln mieszkańców. Zsumowane PKB gospodarek wchodzących w jego skład wyniesie ponad 1 bilion dolarów.
Zgodnie z ustaleniami ugrupowanie przyjmie formę strefy wolnego handlu. Oznacza to, że w ramach takiej wspólnoty zagwarantowany będzie swobodny przepływ dóbr i usług. Nie będzie barier handlowych – taryfowych i pozataryfowych, za to kraje członkowskie w dalszym ciągu będą niezależnie kształtowały politykę handlową wobec państw trzecich. Porozumienie ma wejść w życie w 2017 roku. Jest ono często przedstawiane jako symboliczne połączenie Kairu z Kapsztadem, co było niespełnioną ambicją Brytyjczyków w czasach kolonialnych. Strefa ma obejmować trzy ugrupowania integracyjne: COMESA (Common Market for Eastern and Southern Africa), SADC (Southern African Development Community) oraz EAC (East African Community).
Zapowiedź ta generalnie została przyjęta z zadowoleniem, zwłaszcza że w kwestii handlu zagranicznego Afryka pozostaje daleko w tyle za innymi regionami. Mimo pozytywnych przemian gospodarczych w ostatnich latach, jej udział w handlu światowym pozostaje na minimalnym poziomie (obecnie ok 2%). Warto jednak pamiętać, że porozumienie to jest narazie wyłącznie na papierze. Zanim dojdzie do faktycznego powołania ugrupowania wypowiedzieć musi się 26 parlamentów narodowych. Już teraz pojawiają się komentarze, że sprawa może utknąć albo przeciągnąć się w trakcie procedowania na poziomie narodowym, kiedy poszczególne kraje będą miały okazję wczytać się w szczegóły porozumienia. Zachodzą np. obawy, że małe kraje zostaną zdominowane przez duże (tzw. efekt polaryzacji) i że korzyści z integracji nie będą rozkładały się równomiernie.
Zachodzą także poważne wątpliwości czy nowe ugrupowanie faktycznie pomoże udrożnić handel wewnątrzregionalny w Afryce, bo temu ma właśnie służyć strefa wolnego handlu. Trzeba zauważyć, że mimo istnienia wielu ugrupowań integracyjnych na kontynencie poziom handlu wewnątrzregionalnego pozostaje wciąż na minimalnym poziomie. Według szacunków wynosi on ok 10%; dla porównania w Unii Europejskiej jest to 60-70%. Dorobek państw afrykańskich w tym zakresie nie daje niestety podstaw do optymizmu. Integracja na poziomie instytucjonalnym kwitnie od wielu lat, jednak w sensie realnego przepływu dóbr i usług, niewiele się zmienia.
Problemu niskich obrotów handlowych nie da się ponadto definitywnie rozwiązać likwidując kolejne bariery po stronie popytu – znosząc cła, obniżając stawki celne, ograniczając limity, czyli najogólniej zwiększając dostęp do rynków zbytu. Problem jest często zlokalizowany po stronie podaży. Chodzi tu między innymi o fatalną infrastrukturę, w tym także infrastrukturę energetyczną (ciągłe przerwy w dostawie prądu), czy np. korupcję, która istotnie podraża koszty transportu. Także z uwagi na inne, obiektywne uwarunkowania geograficzne (np. ogromne odległości), koszty transportu w biznesie w Afryce są w porównaniu do innych regionów bardzo wysokie. W wielu przypadkach taniej jest sprowadzić towar z Europy niż pozyskiwać go od rodzimych producentów.
Należy także pamiętać, że warunkiem udanej integracji w świetle teorii integracji jest komplementarność struktur gospodarczych. Chodzi w skrócie o to, żeby gospodarki wchodzące w skład danego ugrupowania miały zróżnicowaną ofertę eksportową, a tak w przypadku gospodarek afrykańskich nie jest. Olbrzymia większość sprzedaje za granicę towary nieprzetworzone lub niskoprzetworzone, takie jak surowce mineralne, ropę, gaz czy towary rolno-spożywcze. Oznacza to, iż zbudowanie nowej strefy wolnego handlu w sensie realnym a nie tylko instytucjonalno-formalnym może okazać się trudniejsze niż zakładali sygnatariusze.
Dominik Kopiński